Vita communis mortificatio maxima. „Życie we wspólnocie jest największym umartwieniem”. Kaznodzieja Domu Papieskiego o. Raniero Cantalamessa OFMC przytoczył te słowa podczas tegorocznych rekolekcji dla Kurii Rzymskiej, dodając, że jego zdaniem w sposób najbardziej wymagający jest ona realizowana w małżeństwie. „Poświęcenie całego życia, dnia i nocy, aby pogodzić się z wolą, charakterem, wrażliwością i grymasami drugiej osoby, stanowi coś wielkiego, i to, jeśli jest przeżywane w duchu wiary, powinno już być uznawane za cnotę heroiczną”. Oj tak! „Małżeństwo jest zawsze drogą do świętości, nawet jeśli nieraz zmienia się w drogę krzyżową” – to z kolei słowa św. Jana Pawła II, a o ich prawdziwości nie trzeba przekonywać nikogo, kto ma oczy, uszy i trochę życiowego doświadczenia. Życie we dwoje, troje czy pięcioro – jeśli faktycznie traktujemy je na serio jako naszą drogę do świętości – dostarcza nam aż nadto okazji do „opiłowywania”, by użyć modnego obecnie słowa, naszych ostrych kantów i wzajemnego wygładzania szorstkości naszych charakterów. Trzeba tylko nauczyć się to dostrzegać i dobrze wykorzystywać codzienność jako materiał, z którego cegła po cegle buduje się nasza świętość. Nie zawsze jest to łatwe, ale zawsze dobre i pożyteczne.
Wracając do słów o. Cantalamessy: „Augustyn powiedział, że my ludzie jesteśmy «naczyniami glinianymi, które ranią się nawzajem». Musimy nauczyć się czynić tę sytuację środkiem uświęcenia, a nie zatwardzania naszych serc, urazy i użalania się! «Życie we wspólnocie jest największym umartwieniem». Nie tylko największym, ale także najbardziej pożytecznym i dającym większe zasługi niż wiele innych umartwień, które sami wybieramy”. Piszę o tym w kontekście Wielkiego Postu, z którym nieodłącznie wiążemy pojęcia takie jak „asceza” czy „umartwienie”. Szukamy umartwień, sporządzamy sobie nawet ich listy. Otóż niech na naszej liście pięć pierwszych stanowią umartwienia związane z naszym życiem małżeńskim i rodzinnym. A najlepiej, gdyby nasze umartwienia sprawiały, że życie tych, którzy są wokół, staje się łatwiejsze, przyjemniejsze i bardziej radosne. Co konkretnie wybiorę? Nasze codzienne małżeńskie i rodzinne problemy naprawdę nie są kłodami, które Bóg rzuca nam pod nogi, lecz najlepszym materiałem na schody do nieba.