Ludzkość dziś jest pod pewnym względem w podobnej sytuacji jak wówczas faryzeusze i arcykapłani – możemy przyjąć lub odrzucić wiadomość o przyjściu Syna Bożego. Możemy przyjąć lub odrzucić Krzyż i Zmartwychwstanie. Miłość Boga, która nie zawahała się nawet przed konfrontacją ze śmiercią, ofiarowała nam wszystko, byśmy mogli otworzyć na nią swoje serca i wydać owoce wiary i miłości bliźniego. Jest to ostateczna odpowiedzialność, której ciężar Jezus podkreśla surowością tonu: „Królestwo Boże będzie Wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce”.
W proroctwie Izajasza z pierwszego czytania odnajdujemy siebie samych w obrazie winnicy oraz Boga jako przyjaciela, który otacza nas swą troską i opieką. „Chcę zaśpiewać memu przyjacielowi / pieśń o jego miłości ku swojej winnicy.” Jest to poetyckie przedstawienie miłości zawiedzionej. „Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej (...)? / Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, / ona cierpkie dała jagody?”. Prorok nie skupia się na perspektywie indywidualnej, lecz na oddaleniu się od Boga całego narodu. Współcześnie my również potrzebujemy społecznej perspektywy, aby żyć wiarą w pełni. Jeśli modlimy się za naszych najbliższych, przeżywamy sprawy parafii, społeczności lokalnych i Ojczyzny, to spytajmy się także czy moja rodzina wydaje owoce wiary? Czy moja parafia jest miejscem, w którym ludzie zbliżają się do Boga i świadczą o tym w swoim postępowaniu? Jak mocna jest miłość do Chrystusa i życie wiarą w codzienności naszego narodu?
Bóg nigdy nie rezygnuje ze zbawienia ani człowieka, ani narodu. Czy nie powinniśmy być głęboko wdzięczni Bogu za tych Jego posłańców, którzy pytali o owoce wiary w naszej Ojczyźnie w ostatnich dekadach jej historii? Za sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, bł. Jerzego Popiełuszkę, św. Jana Pawła? Czy wypełniamy ich testament?
ks. Szymon Klimczak |