29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Narzędzia z nieba

Ocena: 0
3395

Jako fizjoterapeutka Justyna Falkowska pomagała potrzebującym. Trzy lata temu usłyszała wyrok: stwardnienie zanikowe boczne i dwa, trzy lata życia. Rozpoczął się właśnie ten trzeci. Najbardziej przejmuje się swoją sześcioletnią córeczką Anastazją, którą samotnie wychowuje.

Pomóc może jedynie eksperymentalna terapia z wykorzystaniem komórek macierzystych i rehabilitacja. – Przychodzi do mnie wspaniała rehabilitantka, wspierają mnie też koleżanki z zespołu szpitalnego, w którym pracowałam – mówi pani Justyna. – Zorganizowały mi nawet konsultację u światowej renomy specjalistki w dziedzinie fizjoterapii i ortotyki, czyli dobierania sprzętu ortopedycznego. Dzięki niej mam idealną ortezę na nogę.

Gorzej jednak z zabiegami z wykorzystaniem komórek macierzystych. Ich koszt to 92 tys. zł – obejmuje pięć podań. Pani Justyna jest jednak dobrej myśli: – Jakiś czas temu uruchomił się łańcuszek dobroci, który wciąż powiększa się o kolejne ogniwa – mówi uśmiechnięta młoda kobieta. – Niedawno w Orzyszu, mojej rodzinnej miejscowości, pod patronatem prezydenta miasta i dzięki zaangażowaniu mojej krewnej przeprowadzono zbiórkę, w której zebrano 4 tys. zł na moje leczenie. Zgłoszono ją do ministerstwa zdrowia. Niedawno na Facebooku znalazł mnie ktoś, kto znał mnie jako aktywną parafiankę jeszcze z czasów orzyskich, bo teraz mieszkam w Warszawie. Kiedy dowiedział się o mojej chorobie, zaproponował zbiórkę na moją rzecz podczas Winter Masuria Paramotor, czyli zawodów motoparalotniowych. Mam się tam nie tylko pojawić, ale i… latać na paralotni w tandemie! Specjalnie dla mnie skonstruowane będzie urządzenie, dzięki któremu nie będę musiała się rozpędzać. I wtedy jeszcze dowiedziałam się, że mam wystąpić w tygodniku „Idziemy” w dziale „Dotyk nieba”. Trudno o bardziej namacalny dotyk nieba!

Ale jest też przecież aspekt nienamacalny tego dotyku. A zaczęło się – jak to często bywa – od rzeczy prozaicznej. Popsuła jej się spłuczka w toalecie. Pani Justyna zmartwiła się, bo ani sama nie umiała jej naprawić, ani nie miała pieniędzy na fachowca. Wtedy na Facebooku zobaczyła ogłoszenie o darmowych usługach, które świadczy pewien emeryt z Tarchomina (patrz: „Idziemy” nr 5). Natychmiast zadzwoniła, a w słuchawce usłyszała, że miał nie odbierać tego telefonu, ponieważ ogłoszenie na FB spowodowało lawinę telefonów, którymi już był zmęczony, ale ten machinalnie odebrał. To musiała być interwencja „z góry” – podsumowuje pani Justyna. Pan Józef przyjechał, spłuczkę naprawił i jeszcze pani Justyny wysłuchał.

I przyciągnął za sobą „medialny ogon” stacji telewizyjnej, która koniecznie chciała nakręcić o nim reportaż. Wypowiedziała się w nim także pani Justyna. Po emisji znajomi pana Józefa wpłacili datki na leczenie kobiety w fundacji, która się nią opiekuje.

Niedawno o swojej chorobie opowiedziała także rodzicom z klasy swojej córeczki. – I oni także zaoferowali pomoc. Nad wsparciem dla mnie pracuje także całe grono pedagogiczne – mówi wzruszona. – Dla mnie najważniejsze jest dobro Anastazji – zwłaszcza gdy nie będę mogła samodzielnie się poruszać i będę całkowicie uzależniona od osób trzecich.

Pani Justyna ma w sobie duże pokłady nadziei: – W 2011 r. miałam wypadek: przejechał mnie autobus, miałam złamanie trójkostkowe lewego podudzia. Myślę, że Pan Bóg wtedy nie po to na nowo dał mi „nowe życie”, by teraz je zabrać.

Kiedyś siedziała na przystanku i płakała. Podszedł młody chłopak i zapytał, czy czegoś jej potrzeba. – Powiedziałam, że nie, dziękuję – wspomina pani Justyna. – A on mimo to zatrzymał się, pogrzebał w kieszeni, wyciągnął batonik i dając mi go, powiedział: „Może to panią pocieszy”. A potem zaproponował rozmowę. To było niesamowite!

– W kościele zawsze znajdowałam pokój. Myślałam, że dzięki wierze sama dam sobie ze wszystkim radę, dlatego nigdy o nic nie chciałam prosić. Jednak dojrzałam do tego. Choroba nauczyła mnie, że człowiek nie może być sam. Nie może być nawet wyłącznie sam na sam z Bogiem, myśląc, że to mu wystarczy. Trzeba się jeszcze otworzyć na drugiego człowieka, bo jest on właśnie narzędziem Boga. Najpierw wypadek, a potem choroba sprawiły, że zatrzymałam się w życiu, by się przekonać, po co zostało mi dane, i by je przewartościować. Odnalazłam spokój wewnętrzny – wiem już, kiedy pędzę, kiedy przesadzam w swoich reakcjach, przejmowaniu się drobiazgami, i tym sobie szkodzę. To dla mnie lekcja pokory i nauki – o sobie samej i o ludziach – bo nagle okazało się, że mam wokół siebie tyle wspaniałych osób!

Jak znamy naszych czytelników, w momencie, kiedy pani Justyna będzie dotykać nieba paralotnią, oni będą to niebo szturmować modlitwami o jej uzdrowienie. Nasi niezawodni święci – do dzieła!

A tych, którzy chcieliby materialnie wesprzeć bohaterkę naszego reportażu, prosimy o przekazanie 1 proc. podatku dla fundacji Avalon. KRS: 00 00 270 809 z dopiskiem: Falkowska 5134.

Monika Odrobińska
fot. Monika Odrobińska
Idziemy nr 6 (540), 7 lutego 2016 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter