Nie może być tak, że ogon kręci psem – tak były premier i były szef polskiej dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz uzasadnił zerwanie przez Polskę umowy dotyczącej imigrantów w ramach tak zwanej Grupy Wyszehradzkiej, skupiającej państwa naszego regionu. Grupa ustaliła bowiem wspólny front odmowy przyjmowania imigrantów w ilościach narzuconych przez Niemcy. Polska się wyłamała, choć wcześniej podzielała stanowisko sąsiadów.
Wypowiedź ważnego kiedyś polityka wydaje się ciekawsza niż wypowiedzi decydentów, bo Cimoszewicz przyznał się do czegoś, co – jak się zdaje – od lat dominuje w polskiej polityce zagranicznej, a z czym powinniśmy skończyć jak najszybciej. Nie tylko dla własnego dobra, ale – co dobitnie pokazała sprawa imigrantów – również w interesie innych zagubionych w rzeczywistości państw.
Otóż były premier otwarcie przyznał się do kompleksów tak ogromnych, że muszą szokować. Bo co powiedział człowiek, który trzymał kiedyś w swoich rękach los Polski? Powiedział ni mniej ni więcej, że nie stać Polski na samodzielną politykę, że nasz kraj nawet w tak dużej – bo z Węgrami i Czechami – grupie państw nic nie znaczy w Europie. I że i tak zawsze o wszystkim decydować powinny Niemcy i Francja, bo to one są głową.
Problem w tym, że Włodzimierz Cimoszewicz nie jest w tym myśleniu odosobniony. Ten kompleks Polski jako prowincji, przedsionka Europy, przebija się co jakiś czas w wypowiedziach polskich elit. I nie chodzi tu, jak chcieliby niektórzy, o realpolitik. Z poczuciem realizmu takie myślenie nie ma nic wspólnego. Wystarczy rzut oka na mapę czy dane dotyczące liczby ludności, wielkości polskiego rynku czy PKB (nie mówiąc o całym regionie), by zrozumieć, jak jesteśmy istotni dla bogatszych sąsiadów.
Chodzi, niestety, o kompleksy, które paraliżują zdrowy rozsądek. Widać je zwłaszcza ostatnio przy okazji dyskusji o imigrantach. Wielu politykom i dziennikarzom nie mieści się w głowie, że to ta nowoczesna i światła Europa popełnia historyczny błąd i że Polska może w tej dyskusji mieć rację. Co więcej, nasz sprzeciw wobec europejskiego zapętlenia może być zbawienny dla wszystkich. W dyskusji o roli Polski w świecie dominują dwie skrajne wizje. Albo orbanizacja, albo jakaś forma kolonializmu. A jest przecież trzecia droga, wskazana przez naszego wielkiego rodaka, świętego Jana Pawła II: Polska jako obrońca wartości w świecie.
O tym, że to może być droga do sukcesu, przekonał się prezydent Andrzej Duda. Przypomniał o wartościach, o sile prawa, a nie o prawie siły – na forum ONZ. Żeby jednak do czegoś przekonać innych, samemu trzeba w to wierzyć. Tego należy życzyć wszystkim polskim politykom.
Dorota Gawryluk |