Wydarzeniem lata jest z pewnością oddalenie ostatecznej klęski PO. Na porażkę Komorowskiego i kryzys notowań Ewy Kopacz ta ostatnia odpowiedziała w swoim stylu, czyli mało poważnie. Nagabywanie pasażerów jedzących obiad w pociągu przez szefa polskiego rządu przejdzie do historii. Mimo drażniącego infantylizmu pani premier swój cel osiągnęła: partia władzy przestała tracić. Zatrzymała się na poziomie dwudziestu kilku punktów. Niby mało w porównaniu z tym, do czego się przyzwyczailiśmy, ale jednocześnie wystarczająco dużo, by zapewnić PO rolę głównej partii opozycyjnej w przyszłym Sejmie. Tym bardziej że inne inicjatywy nie rokują. Nowoczesna.pl ma lidera bez charyzmy, partie lewicowe wpadły w korkociąg jednoczenia się przez podział, a sympatyczny Paweł Kukiz z każdym dniem przekonuje nas, że nie każdy, kto ma charyzmę, ma jednocześnie zdolności polityczne. I że każdy sukces można zmarnować.
|
Inna sprawa, czy PO przetrwa w opozycji. Na ten temat trwa ciekawa dyskusja. Jedni – na dowód, że przetrwa – przywołują lata 2005-2007. Drudzy argumentują jednak, że wówczas PO mogła mieć nadzieję na szybkie przejęcie władzy. Teraz spodziewane rządy prawicy wyglądają dużo stabilniej: jest nadzieja na większość w Sejmie, a prezydent Andrzej Duda nie da się łatwo zepchnąć do defensywy. Ponowne uruchomienie przemysłu pogardy nie wydaje się więc możliwe, a spokojna koegzystencja będzie skłaniała biznes, media i środowiska opiniotwórcze do szukania porozumienia z nową władzą. Stabilne, większościowe rządy prawicy byłyby prawdziwym przełomem: w ćwierćwieczu naszej demokracji taka sytuacja nie miała jeszcze miejsca. Kaczyński musiał opierać się na Samoobronie i LPR, a Jan Olszewski stale balansował nad przepaścią. A stabilność władzy to nie tylko możliwość zmieniania kraju; to także gwarancja elementarnej lojalności ze strony aparatu państwowego.
Główna stawka wyborów jest jasna i sprowadza się do pytania, czy PiS zdobędzie samodzielną większość. Sondaże dają tej partii solidne prowadzenie, ale tylko niektóre przyznają ponad 230 mandatów. Każdy wynik, który nie da samodzielnej władzy, będzie rozczarowaniem. I wielką stratą dla Polski. Przed nami bowiem być może ostatnia już szansa uratowania Polski w obecnym kształcie.
Jacek Karnowski |