Zmasowane ataki na prawicowych i wierzących dziennikarzy oraz katolickie organizacje z obszaru niemieckojęzycznego pokazują dobitnie, że w tolerancyjnej Europie miejsca dla takich osób niedługo już zabraknie. Biskupowi Vitusowi Huonderowi ze szwajcarskiej diecezji Chur grozi więzienie za to, że ośmielił się cytować Biblię mówiącą o homoseksualizmie. Pomimo że przeprosił wszystkich tych, którzy mogli się poczuć dotknięci tym cytatem, to i tak proces się odbędzie, a ponadto biskup otrzymuje groźby wymierzone w jego życie.
Przedszkolanka z wiedeńskiego przedszkola została ostatnio zwolniona tylko dlatego, że odpowiedziała pytającym ją dzieciom, na czym polega Boże Narodzenie. Według dokumentów regulujących system edukacji przedszkolnej w Austrii nie wolno jej było tego robić, gdyż tym samym mogła urazić dzieci wyznań innych niż chrześcijańskie. Dla odmiany w Niemczech katolickiej publicystce Birgit Kelle, będącej żoną i matką czwórki dzieci oraz promującej tradycyjny obraz rodziny, chciano – pod naciskiem organizacji lesbijskich – odmówić zgody na wykład podczas forum kobiet CDU. Pani Kelle została przez media nazwana skrajnie prawicową populistką szerzącą nietolerancję, której z tego powodu powinno się odmówić udziału w jakichkolwiek wystąpieniach publicznych. Popularne talk-show z jej wystąpieniem musiało zostać usunięte ze strony internetowej telewizji państwowej pod naciskiem grup feministycznych, gdyż trzech gości z pięciu wyrażało się krytycznie o ideologii gender; feministki uznały, że to manipulacja.
Poprawność polityczna została posunięta do takiego absurdu, że państwowe media niemieckie mające podać wiadomość o groźnym mężczyźnie poszukiwanym za gwałt na kobiecie w metrze usunęły komunikat, aby nie podawać, że chodzi o osobę czarnoskórą, co byłoby według nich oznaką rasizmu. To tylko kilka świeżych przykładów, głównie z Europy, ale taki ideologiczny kurs przybrało wiele państw na całym świecie. I nie można tych przykładów odnosić tylko do mediów. Nie chodzi tu o tak zwany rządzący się swoimi prawami świat mediów, ale ogólnie o demokrację. Widać wyraźnie, że w imię tolerancji stosowana jest cenzura wobec osób i tego wszystkiego, co nie pasuje do kreowanej wizji świata. Tym samym zagrożona jest demokracja, gdyż demokracja również potrzebuje równości, tyle że równych praw i jednakowej godności człowieka. A nie równości w tym znaczeniu, że wszyscy muszą stosować się do tych samych ideologicznych norm.
W podanych przykładach przeraża to, że wyłania się z nich wyraźnie zjawisko spirali milczenia, opracowane już kilkadziesiąt lat temu przez Elizabeth Noelle-Neumann. Polega ona na tym, że otwarcie wypowiadają się tylko ci, którzy mają poparcie opinii publicznej, podczas gdy inni milczą. W rezultacie słychać silny głos tylko z jednej strony. I w tym miejscu nie ma już mowy o demokracji.
Stefan Meetschen |